środa, 28 listopada 2012

Missha Perfect Cover BB Cream # 21 - recenzja

Ostatnio pisałam o BB creamie marki Missha. Był to jeden z pierwszych tego typu kosmetyków, który przewinął się przez moje łapki.

Dzisiaj publikuję jego recenzję. Posiłkuję się tym, co napisałam na moim "ogólnym" blogu - Sanktuarium Piękna [na który oczywiście zapraszam :)], stąd te znaki wodne na zdjęciach. Natomiast na blogu "azjatyckim" chciałabym się skupić głównie na kosmetykach o orientalnym pochodzeniu.


Opis producenta:

Doskonale kryjący BB Cream z wysokim filtrem SPF 42/PA+++ szczególnie rekomendowany jest osobom, które:
- wymagają naturalnego efektu
- pragną funkcjonalnego produktu o funkcjach wybielających i przeciwzmarszczkowych
- chcą szybko i bezproblemowo wykonać make-up
- szukają produktu lekkiego i dobrze kryjącego

Missha Perfect Cover doskonale się dopasowuje, wyrównuje koloryt i maskuje wszelkiego rodzaju niedoskonałości cery, takie jak trądzik, naczynka, przebarwienia i cienie pod oczami.

Zawiera składniki nawilżające i uspokajające skórę, a także wybielające i przeciwzmarszczkowe. Wygładza. Nadaje się do każdego typu cery. Posiada wysoki filtr przeciwsłoneczny.


Swoją Misshę kupiłam dość dawno, jeszcze przed założeniem tego bloga.
Jest to bodaj jeden z najpopularniejszych i najłatwiej dostępnych kremów BB na rynku [a kiedy zaczynałam swoją przygodę nie było ich jeszcze tak wiele]. Spotkałam się z opinią, że jest to jeden z kremów polecanych osobom, które zaczynają swoją przygodę z BB, zatem zachęcona pierwszym, pozytywnym wrażeniem po Elemongu, postanowiłam po niego sięgnąć.

Wybrałam odcień 21, jeden z dwóch wtedy obecnych [nr 13 dopiero stawiał pierwsze kroki na rynku]. Na dzień dzisiejszy krem dostępny jest w 5 odcieniach [13,21,23 oraz 27 i 31 wyprodukowane na rynek amerykański].
Pojemnościowo występują dwie wersje - 20ml z "dzióbkiem" i 50ml z pompką.


W moje ręce trafiła wersja druga :)
Rozwiązanie wygodne i higieniczne, aczkolwiek... trzeba uważać. Dozownik na moje standardy wypluwa zbyt duże porcje produktu, choć da się z tym walczyć, np. naciskając pompkę bardzo delikatnie, aby wydobyło się tylko trochę kremu.
Inna sprawa, jak już dobijamy do końcówki opakowania, coraz ciężej jest wydobyć zawartość. Z tym też można sobie poradzić, poprzez "strzepywanie" kosmetyku w kierunku ujścia tubki.
Zatyczka stanowi wygodną podporę i pozwala na stabilne postawienie BB Creamu na półce, dzięki czemu kosmetyk samoczynnie spływa w dół :)

Dobra tyle teorii, Czas przejść do meritum, bo to chyba najbardziej istotne :)
Zatem... uwaga - straszę.
Moja naked face poniżej. Jak widać, sporo problemów, jest co ukrywać pod tapetą ;)


Nakładamy.
Kosmetyk jest dosyć jasny, na moje oko jaśniejszy niż większość drogeryjnych podkładów. Pachnie jak... mydło o_O. No taki jakiś mało wyszukany ma zapach ;). I to dość intensywny. Całe szczęście po aplikacji się ulatnia.


Blendujemy.
Missha Perfect Cover ma dość gęstą konsystencję, niby nie robi większych problemów przy smarowaniu, ale mam wrażenie, że jest trochę tępa i mogłaby aplikować się ciut lepiej. Polecam ją raczej wklepywać niż smarować, bo zostawia smugi. Trzeba też uważać z ilością i budowaniem krycia, bo będzie widoczna [jak u mnie w okolicach żuchwy].

Efekt końcowy.
Moim zdaniem przyjemny :). Stopień krycia określiłabym raczej jako średni a nie perfect, ale w ogólnym rozrachunku wypada nieźle. Krem ładnie ukrywa pory i ujednolica koloryt cery, drobne niedoskonałości zostają zakamuflowane. Dopasowuje się do kolorytu skóry, choć mam wrażenie, że z czasem trochę ciemnieje. Po wyjęciu z opakowania wydaje się być neutralnym beżem, ale podczas noszenia ujawnia różowe tony. Dla mnie to nie ma jakiegoś dużego znaczenia, krem na tyle się wpasowuje, że nie odcina się od szyi i nie wyglądam jak świnka ;)

Jak większość azjatyckich BB Creamów tak i Missha pozostawia na skórze glow, ten efekt zdrowej, nawilżonej skóry. Ja nie przepadam za tym, więc matuję pudrem bambusowym.
Moim zdaniem krem ma dobrą trwałość i nie znika z twarzy w ciągu dnia. Lekko wygładza powierzchnię skóry. Trzeba uważać, bo podkreśla suche skórki. Natomiast nie zauważyłam, aby gromadził się w zmarszczkach.

O właściwościach przeciwzmarszczkowych czy wybielających się nie wypowiem, bo szczerze mówiąc nie obserwowałam tego dokładnie.

Nie wiem, czy to kaprysy kremu, czy też mojej cery, ale gdy jakiś czas temu go używałam, nie zrobił mi żadnej krzywdy, natomiast przy drugim podejściu [zmieniam BB co jakiś czas] chyba mnie zapchał.

Ogólnie rzecz biorąc krem jest niezły, choć nie jest ideałem.

Cena: ok 45 zł / 50ml



sobota, 24 listopada 2012

Missha, Perect Cover BB Cream

Po tym przydługim wstępie...
... czas zacząć paplaninę nieco bardziej merytoryczną :)

Zaczynam od bodaj najbardziej popularnego kremu BB, czyli od Missha Perfect Cover.
Dziś trochę opisów i teorii, a wkrótce opowiem Wam o tym, jak oceniam jego działanie.

Missha Perfect Cover to kosmetyk, który:
- jest polecany osobom, potrzebującym mocniejszego krycia, którego nie można uzyskać innymi BB Creamami
- kierowany do osób, które oczekują produktu o właściwościach przeciwstarzeniowych
- zapewnia naturalny wygląd i dobre krycie
- stanowi idealną bazę pod make-up

Formuła tego BB Creamu jest skomponowana tak, aby nawilżać i poprawiać elastyczność skóry. Składniki takie jak rozmaryn i rumianek koją skórę, Gatulin RC pozyskiwany z buku zwyczajnego ma działanie ujędrniające, a kwas hialuronowy i ceramidy zapewniają optymalny poziom nawilżenia.

Zapewnia doskonałe krycie, ujednolica koloryt skóry niezależnie od źródła zmian pigmentacyjnych [trądzik, plamy posłoneczne, sińce pod oczami, etc.]
Nadaje się do wszystkich rodzajów skóry, w tym do trądzikowej.
Produkt wielofunkcyjny. W zależności od preferencji może być używany jako baza pod makijaż lub samodzielnie.

Zawiera substancje o działaniu łagodzącym [tzw. Na-Complex]. Naturalne substancje w składzie kremu nie niszczą ani nie podrażniają skóry. Kosmetyk koi skórę, redukuje zaczerwienienia i utrzymuje jej zdrowy stan. Substancje zawarte w składzie zapewniają odpowiedni poziom nawilżenia, odżywienia i sprawiają, że cera staje się jedwabista. 

Sposób użycia:
Krem nałożyć jako ostatni krok porannej pielęgnacji skóry, zgodnie ze sposobem nakładania podkładu. W celu uzyskania większego stopnia krycia, nałóż dodatkową warstwę BB lub dodatkowo pokryj skórę podkładem. Dodać puder celem wykończenia makijażu.

Dostępny w pięciu kolorach:
- # 13 - Milky beige
- # 21 - Braight beige
- # 23 - Natural beige
- # 27 - Honey beige
- # 31 - Holden beige

przy czym dwa ostatnie to domena rynku amerykańskiego.

Krem jest szeroko dostępny na ebay i w sklepach z kosmetykami azjatyckimi, można go także kupić na terenie Polski przez internet.
Występuje w dwóch wersjach pojemnościowych - tubka 20ml ze złotą zakrętką oraz 50 ml z pompką i przezroczystą nakładką. Obie wersje posiadają także tekturowe pudełko, przy czym jedynie na tym większym umieszczono skład produktu. 

A propos składu :) [pozwoliłam sobie wyróżnić składniki odżywcze oraz wybielającą arbutynę]

Water(Aqua), Cyclomethicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Zinc Oxide, Caprylic/Capric Triglyceride, Mineral Oil, Phenyl Trimethicone, Talc, Arbutin, Hydrolyzed Collagen, Dimethicone, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Squalane, Adenosine, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, PEG-10 Dimethicone, Polyethylene, Beeswax(Cera Alba), Glycerin, Propylene Glycol, Caviar Extract, Algae Extract, Rosa Canina Fruit Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Fagus Sylvatica Bud Extract, Ceramide 3, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Sodium Hyaluronate, Sodium Chloride, Fragrance(Parfum), Methylparaben, Propylparaben, Disodium EDTA, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, Alpha-Isomethyl Ionone, Hexyl Cinnamal, Linalool, Citronellol. May contain: Titanium Dioxide(CI 77891), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499).

Ceny wahają się od 25 zł za mniejszą tubkę 20ml oraz od 40 zł za 50 ml.



sobota, 17 listopada 2012

Na co to komu czyli...

... słów kilka o celu tej pisaniny :)

Jak wspomniałam już wcześniej, moja mania kosmetyczna skierowana na kosmetyki z rynków Orientu trwa już od dobrych kilku lat.
Od tego czasu zdążyłam przetestować już co nieco.
W chwili obecnej, jako jedna z organizatorek wspólnych zamówień, przepuszczam przez swoje łapki różne różności z Korei [i nie tylko :D]. Niektóre testuję, inne tylko oglądam ;), pomyślałam więc, że fajnie byłoby się z Wami podzielić tymi informacjami.

Na blogu znajdziecie zatem zdjęcia, składy [o ile podane lub uda mi się znaleźć], swatche i recenzje dobroci, które przebywają tysiące kilometrów, aby trafić wreszcie w spragnione ręce, cieszyć oko i... skórę :).

Postaram się także wstawiać nowinki prosto z azjatyckiego rynku, a oprócz tego opisy i fotki kosmetyków, które zwyczajnie mnie zaciekawiły :).

poniedziałek, 12 listopada 2012

Jak rozpętałam małą modę na BB Creamy ;)

Po przetestowaniu pierwszego BB creamu wiedziałam, że na tym się nie skończy. Od razu w moich oczach zapłonął niczym u zombie głód. Nie, nie na mózgi :P, na BBC oczywiście. Bo jak to z kosmetykami bywa, każdy jest inny, istnieje przecież szansa [duża?], że kolejny będzie lepszy, będzie miał odcień bardziej odpowiedni, fajniejsze właściwości pielęgnacyjne, mocniejsze/słabsze krycie* [niepotrzebne skreślić :P] itd.

Wtedy jeszcze rynek BB nie był aż tak obszerny, jednak było z czego wybierać, a każdy kolejny krem jawił się ideałem.
Koszty tej "imprezy" ciut przerażały, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę efekt skali [chcę przetestować je wszystkieeeee!!!], dlatego... nie chwaląc się, wpadłam na pomysł podziału kosmetyków między równie zaciekawione maniaczki jak ja :D. 50 czy 60 zł za jeden kosmetyk to dużo, w dodatku kupno całego opakowania blokuje zakup kolejnego na kilka następnych miesięcy [a przynajmniej tak być powinno ;)], tymczasem 5-6 zł za 5ml... czy to nie brzmi zachęcająco?
Nie drenuje portfela, a ilość nie blokuje na dłużej możliwości testowania kolejnego cudeńka...

Pamiętam pierwsze rozbiórki, w których niemal w ilościach hurtowych kupowałam mini-tubki Skin79, szczególnie Hot Pink i VIP Gold, czasem trafiło się coś innego - ach, co to była za radość z odmiany :D Znalazłam też witrynę z Singapuru, na której można było kupić saszetki [wtedy na ebayu nie było takiej skali handlu próbkami jak teraz] i od czasu do czasu udawało się upolować jakieś nowe BB :)

Jednakże i tu rynek szybko się wyczerpał, dlatego kolejnym etapem BBcreamowej ewolucji był podział bezpośrednio z oryginalnego opakowania. Od jednej do drugiej tubki, wielbicielek BB przybywało, a spirala mody na BBC nakręcała się sama...

I tak oto, nie chwaląc się, rozpętałam małą modę na BB Creamy :)
Niewielką i nieszkodliwą, zdawałoby się, która dziś przywiodła mnie do założenia tego bloga :)

czwartek, 1 listopada 2012

Jang's Cosmetics, Premium Elemong Intensive Blemish Balm

Od tego wszystko się zaczęło :)

Opis producenta:
:
Elemong Blemish Balm oparty jest na naturalnych skladnikach, które sprawiają, że skóra staje się miękka i gładka. Z uwagi na filtry UVB & UVA na poziomie SPF 25, PA ++ kosmetyk chroni przed działaniem słońca. Elemong działa także rewitalizująco, gdyż zawiera Rosevita, Piucan, Orgacerex i Allantoinę. Przeznaczony do wszystkich typów cery. Nadaje skórze wspaniałą gładkość.
Ten BB Cream bardzo dobrze kryje zaczerwienienia, przebarwienia i stany zapalne. Może być stosowany jako baza pod makijaż lub podkład.
Spełnia kilka zadań:
- przywraca skórze równowagę,
- nawilża,
- działa kojąco/lecząco na problemy skórne,
- jest bazą lub płynnym podkładem,
- wybiela,
- jest filtrem przeciwsłonecznym

Po przeczytaniu kilku notek na blogach, jakim to cudem jest BB Cream postanowiłam koniecznie się zaopatrzyć w tego typu kosmetyk.
Zakupiłam go na samym początku mojej przygody z BB Cream'ami, bo był... tani :P. W tym czasie był to dość nowy produkt i nie sposób było znaleźć o nim recenzji. Stwierdziłam , że 6$ nie majątek, zaryzykuję, najwyżej wywalę, dużo nie stracę.

Przesyłka dotarła do mnie błyskawicznie. Aż nie mogłam uwierzyć w sprawność transportu, czasem po polskich łączach pocztowych trwa to dłużej :s. Paczka po 3 dniach była już w Polsce, o 4 dniach trafiła do mojego miasta, Kolejny dzień - wymiana przesyłek między lokalnymi placówkami Poczty i 5 dnia od daty nadania w mojej skrzynce było już awizo :o

Opakowanie niezbyt urocze - ot, szara tubka z ciemną nakrętką i to by było na tyle.
Kosmetyk ma konsystencję gęstego fluidu o dość jasnym kolorze. Aż się zdziwiłam, że taki jaśniutki. Na moje oko - w tonacji zimnej, szarawy.
Dość ciężko się rozciera na skórze [pewnie ze względu na gęstość właśnie], ale można dojść do wprawy.
A warto się pomęczyć, bo efekt jest świetny :D.

Po otworzeniu trochę się przeraziłam, bo kolor wydał mi się bardzo, bardzo jasny. Do tej pory przyzwyczajona byłam do znacznie ciemniejszych fluidów :o, pudrów o takiej jasności u nas się chyba nie robi ;)
Podczas aplikacji kolor jeszcze bardziej jaśnieje/traci na koncentracji beżowego pigmentu. Mimo swojej jasności odcień dopasowuje się do koloru skóry i tylko lekko ją rozjaśnia. Dzięki temu twarz wygląda promiennie i zdrowo. Bardzo ładnie ujednolica koloryt.
Jest mocno kryjący, dlatego należy uważać z ilością, można go stosować także jako korektor. U mnie pięknie zakrywa cienie pod oczami, a punktowo - niedoskonałości. Pory po jego użyciu stają się niemal niewidoczne. Nie wiem, jak on to robi, ale efekt - rewelacja!
Fantastycznie się wtapia w koloryt skóry, więc aplikację można zakończyć na linii żuchwy bez martwienia się o to, że będzie się odcinał, co często ma miejsce przy tradycyjnych podkładach.
Całkiem nieźle nawilża, trochę natłuszcza, nie zapycha porów [w moim przypadku].
I mówicie co chcecie, może się wkręciłam, może wyolbrzymiam, ale moja skóra naprawdę doświadczyła zbawiennego, gojącego działania tego kremu!!! Wszystkie nieprzyjemne niespodzianki [do których niestety ma skłonność moja skóra] jakby bledły i znikały szybciej, nowych pojawiało się bardzo, bardzo mało. Skóra po kilku tygodniach stosowania wyglądała naprawdę lepiej.

Jedyną wadą w moim odczuciu jest "mokre" wykończenie. Krem nie matuje :s, a ja lubię mat. Może to przez obecność filtrów. Dlatego ciężko jest też określić jego wpływ na wydzielanie sebum. Ale dla ogólnego efektu jestem w stanie to znieść ;). Od czego są pudry i inne takie ;).
Być może jest też troszkę ciężkawy i czasem czuć, że coś jest na twarzy. W zimie pewnie uczucie to jest nieco mniejsze.
Na moje oko raczej nie ciemnieje wraz z upływem czasu.

Jestem z tego zakupu mega zadowolona :D.
Uwielbiam wygląd mojej twarzy po jego zastosowaniu :).
Póki co, to najlepszy BB Cream, jaki testowałam.

Pojemność - 60 ml [a właściwie to gram], czyli sporo [standardowe opakowanie podkładu to 30 ml].

A teraz kilka fotek. Proszę nie sugerować się tonacją zdjęć :o, mój aparat w ustawieniu "auto" dobiera ją wg swojego widzimisię i często robi trzy zdjęcia w serii w trzech różnych wersjach kolorystycznych >:|

Zdjęcie nr 1. przed aplikacją, nic nie tuszowane, jedyne przeróbki to kadr i zmniejszenie zdjęcia.
Nr 2 - podczas aplikacji - porównanie koloru podkładu z kolorem skóry - jest on naprawdę bardzo jasny, chociaż może nie wyglądał tak na swatchu :)
Oraz nr 3 - krem rozprowadzony na skórze



A tu jeszcze porównanie wyglądu skóry z BB Creamem i bez niego.

Efekt: po lewej - bez BB, po prawej - z BB

Powyżej znajduje się recenzja mojego pierwszego spotkania z tym BB Creamem.
Niedawno zakupiłam drugie opakowanie Elemonga i w zasadzie moje odczucia są podobne.
Jasny kolor został zachowany, natomiast w moim odczuciu konsystencja się nieco poprawiła, Jest nieco bardziej lejąca, rzadsza, łatwiej go rozprowadzić na skórze, dzięki temu nie robi tak łatwo smug, jak wcześniejsza wersja.

Skład niestety jest cały w krzaczkach, a póki co nie opanowałam koreańskiego, więc na razie informacji brak. Jeśli czegoś się dowiem, dam znać :)

Cena: około 7$ plus koszty wysyłki.

I to tyle na dziś :)